Oczekiwanie na ratunek
Dzisiaj moją uwagę przykuł obraz, który Lusia nazwała „Nim brzask
nastanie”. Zarówno ona jak i ja znamy okropność, jaką niesie ze sobą
noc. Myślę, że wielu ludzi ją zna; odczuwa za każdym razem, gdy zgaśnie
Słońce. Trzeba przeżyć cały ogrom ludzkiego cierpienia, unieść na swych
barkach wszystkie niepokojące myśli i doczekać jakoś do świtania, do
kolejnej jasności. W nocy, w ciemności, wszystko, poza naszą duszą, jest
silniejsze; wszystko, co już pokonane, wraca. Próbuje nas na nowo
zabić. Zranić. Widzimy migające czerwone światełko telewizora i myślimy o
przeżytym bólu, strachu, napięciu. Jesteśmy ofiarą mroku, który ma za
cel zniszczyć naszą wytrwałość i pewność siebie. W ciszy czujemy więcej.
Zamknięci w swojej klatce urojonych koszmarów odczuwamy cały ogrom
sadystycznych emocji. I tylko ranek może nas uratować… Widzę to na
obrazie jaką jasna smuga ma siłę. Siłę do wygnania demonów, które tak
bardzo dążą do wywołania w nas chaosu, że nieraz zapominają, że to już,
lada chwila, przyjdzie światło, przyjdzie nowe życie, nowy cykl, i je
zabije. Zniszczy doszczętnie i wówczas będziemy mieli kilkanaście godzin
spokoju. Godzin, w których przeżyjemy miłość, nienawiść, szczęście i
smutek, gniew i spokój; spotkamy na swej drodze przeszkody i nagrody,
Zło i Dobro, ludzi ciepłych i zimnych. I po tym wszystkim szaleństwo
znów znajdzie się pod naszymi drzwiami. Zapuka cichutko, nawet poczeka
na zaproszenie. I mimo tego, że go nie dostanie, wkradnie się ukradkiem
do naszej sypialni, przeniknie przez fałdy naszej kołdry i naszej
bielizny i wślizgnie się w nasze ciała… Znajdzie najszybszą drogę do
duszy i wywoła zamęt. Niekończący się, ostry cios naszych mar. Taki cykl
musi trwać. Musi istnieć. Musi nas uczyć przebywać samemu ze sobą i
swoim własnym szaleństwem, które każdy z nas ma w sobie. Gdyby nie noc,
jej groza i okrucieństwo, nigdy nie doceniłabym tego, co mam w życiu
każdego dnia. Nigdy nie zerwałabym bzu, nie nauczyłabym się nowych
słówek z francuskiego, nie wypiłabym gorącej herbaty dającej ukojenie,
nie zauważyłabym wiewiórki pod moją uczelnią, nie przytuliłabym mojego
mężczyzny, nie zachwyciłabym się nad obrazem, nie posłuchałabym L.
Fabian, nie znalazłabym się na mojej uczelni, nie zadzwoniłabym do
braciszka. Nie zrobiłabym tego wszystkiego z bardzo prostej przyczyny.
Po prostu nie istniałabym. Żyjąc, godzę się na wszystko, co mnie
spotyka. Na bóle i męki, ale i na spokój i szczęście. Godzę się na dzień
i noc. Ostatecznie obie te jednostki mnie zabijają i w końcu uda im się
osiągnąć swój cel, tylko może noc dokona tego szybciej i efektywniej.
Zagóruje wówczas nad dniem. Ale tylko na chwilę. Nie zapominajmy, że
dzień nie odda zbyt łatwo zwycięstwa. Nie zapominajmy, że on również
jest zabójcą… Sadystą z genialnym narzędziem zagłady. Stresem. Nie wiem,
kto wygra tę walkę w moim przypadku. Ale wiem, że tak jak ludzie walczą
między sobą, choć nie mają często racjonalnego powodu, tak ciemność z
jasnością biją się o każdą ludzką duszę. Nie ma to najmniejszego sensu,
ale brną w to dalej, a ofiarą ich przekomarzań jest ludzkość. Nigdy się
nie poddadzą. A ludzie nigdy pogodzą się z tym, że są tylko pionkami w
grze Wszechświata. Tak musi być, innego porządku świata nie znam.
Today picture which title is “Before dawn coming”
caught my attention. Lusia and me, both, know horror of the night. I think many
people know it and feel every time when the Sun went out. It’s necessary to
live through whole immensity of human pain, bear on their shoulders all
alarming thoughts and wait to next brightness and dawn. At night, on darkness
all, without our soul, is stronger. All what is defeated returns. It tries kill
us. Hurt us. We see red flashing TV’s lights and we think about pain, fear and
suspense which we survived. We’re victims of blackness, which has as purpose to
crash our persistence and self-confidence. In silence we feel more. Locked in
cage imaginary nightmares we feel vastness of sadistic emotions. And only morning
can save us. I see on the pic which strength has bright contrail. Strength to
exile demons, who so intensely aim to make chaos inside us, that sometimes don’t
remember that any moment brightness will come, new life will come, new period
will come and kill them. Destroy them utterly and then we will have over a
dozen hours of calmness. Hours in which we will experience love, hate, happiness
and sadness, anger and calm; we will meet in our path obstacles and
recompenses, Evil and Good, cordial people and cool. And after this madness
will appear again under our doors. It will knock quietly, it will wait for
invite. And although this that it won’t get this, it will sneak into our
bedroom, pierce through folds our quilts and our underwear and slip into our
bodies… It will find the fastest way to soul and cause muddle. Endless, sharp
stroke our nightmares. Such period must stay. Must exist. Must learn us how to
stay alone together and own madness, which is in each of us. If not the night,
its terror and cruelty, I’ve never appreciated, what I have every day in my
life. I’ve never picked lilac, I’ve never learnt some French words, I’ve never
drunk warm tea giving me consolation, I’ve never observed squirrel close to my university,
I’ve never hug my boyfriend, I’ve never been delighted by some picture, I’ve
never listened to L. Fabian, I’ve never been at my university, I’ve never
called to my little brother. I haven’t done these things due to very simple
reason. I just don’t exist. Living, I agree with all what I meet in my life,
with aches and torments but with calm and happiness too. I agree with day and
night. In result both kill me and in fine it will go off well but maybe night
will perform this faster. Will be above the day. But only for moment. Don’t
forget that day won’t give up so easily. Don’t forget it is killer too. It’s
sadist with great instrument of destruction. Stress. I don’t know who will win
this battle in my case. But I know like people fight among themselves, although
they haven’t got rational reason, darkness and brightness fight for every human
soul. It’s senseless, but they trudge all time this way and victim of their
teasing is humanity. They won’t give up. Never. And people never will agree
that are only puppets in Universe’s game. It must be so, other world’s order I don’t
know.
~~ Kamila Kossowska
Komentarze