BEKSIŃSKI... ciąg dalszy
Kiedyś... za czasów studenckich kiedy mieszkaliśmy z mężem w akademiku politechniki Łódzkiej na 8 piętrze w pokoju chyba 511, pod moim pokojem mieszkali nasi znajomi kolega z żoną i z dzieckiem. Śmieszne, bo kolega ten był tak wierny kolegą że czekał kilka godzin wypatrując kiedy wrócimy z Pabianic i potrafił tak czekać do 3 w nocy... i ledwo weszliśmy do pokoju zmęczeni od razu pukał szczęśliwy, że przyjechaliśmy. I GADALIŚMY...a tak naprawdę to głównie czekał na mnie, chyba się trochę we mnie podkochiwał. Często tak było, że jakiś kolega pukał... Zobaczył samego Radka, który wtedy nie był jeszcze takim gaduą... pytał... jest Mariola ?... acha... to ja przyjdę później. Uwielbiał u nas przesiadywać... Kiedyś w gości do akademika przyjechał mój brat i właśnie w 'gości' przyszedł nasz inny kolega,... I mój brat chciał być miły... i zabawiał rozmową naszego kolegę... mineło parę godzin... a mój brat nadal 'zabawiał rozmową' naszego kolegę... i już minęło wiele godzin... i mój brat był już na skraju wyczerpania, głos mu się załamywał z przegadania... i w końcu Sławek wstał i wyszedł... no to narazie... mój brat padł nieżywy na łóżko - powiedział 'co to za namol, myślałem że już nigdy nie pójdzie'... Takie tam czasy życia w akademiku... kawał naszej historii... Ale wracając do mistrza Beksińskiego... to żona tego kolegi, który mieszkał pod nami... i tu wspomnę że oboje bardzo się cieszyli kiedy to siedzieliśmy do późna w nocy i hałasowaliśmy im jeżdżąc krzesłami na kółkach nie najlepszej jakości które bardzo hałasowały. Oni cieszyli się bardzo słysząc te hałasy... O Świgulscy pracują!!! lubili nas bardzo.... Ale teraz to już naprawdę wracając do mistrza Beksińskiego... to żona tego kolegi... postanowiła napisać artykuł o nas, zafascynowana naszą twórczością projektową i malarską... i długo rozmawialiśmy... i opowiadaliśmy też o Beksińskim... i ona postanowiła napisać list do samego mistrza. Z pytaniami czy może podpowiedzieć, co zrobić, od czego zacząć żeby młodzi artyści wtedy chodziło głównie o Radka bo miał już wtedy duży dorobek malarski i ona chyba była głównie zafascynowana postacią Radka... żeby poradził jako najbardziej znany polski malarz.... i przybiegła do nas kiedyś rozentuzjowana...
ODPISAŁ!!! I czytała... odpisał na kilka stron, zwyczajnie, z jakimiś błędami... bez 'zadęcia'... szkoda że nie zrobiliśmy sobie kopi tego listu bo byłaby pamiątka już teraz historyczna... że zechciał, jakimś tam studentom odpisać, że znalazł czas i chciało mu się...Pisał, że on nie wie co poradzić... on nie robił nic więcej... po prostu malował. Pisał jak pracował w jakimś socalistycznym zakładzie i kradł plakaty malowane na płótnie jakieś propagandowe już nie potrzebne... i zamalowywał je...i na tych płótnach malował swoje obrazy... niestety nie wiele pamiętam, ale list był ciepły, szczery, od kogoś zwyczajnego, miłego, i normalnego. Na pewno sława nie zaszkodziła jemu na normalność.
...A tu leci 'ruskaja' muzyczka ... na mojej ulubionej plaży w Budwie, bo sąsiedzi obok 'zapodają' bo jak ty mnie zabudziesz (zapomnisz) to i tiebie zabudu... tu jest rosyjska kraina wypoczywanie - więc cieszę się i chłonę ruskji język zafascynowana że w większości rozumiem... historie... ktoś się pojawia na tej planecie... 'namiesza'... i znika
Przez długi czas po tragicznej śmierci Beksińskiego miałam takie złe wizje, że nam może przydarzyć się podobnie też od wielu lat mieliśmy kogoś, kto przez wiele lat zajmował się pracami przygotowawczymi przy obrazach, zajmował się ogrodem i remontami. Skądinnąd bardzo kontrowersyjny człowiek i bardzo wiele nacierpiałam przez wiele lat znosząc jego bardzo uciążliwe towarzystwo. Ma on dzieci córkę i syna i dzieci te wychowywały się z moją córeczką. Próbowałam zapewnić im namiastkę szczęścia kiedy przebywały w moim domu, bo niestety ojciec nie spełniał się pod żadnym względem... więc sytuacja podobna do tej, która spotkała rodzinę Beksińskich... To były takie 'czarne' wizje po tym tragicznym wydarzeniu, teraz już tak nie myślę... Myślę że dobro dane kumuś, przyciąga jeszcze więcej dobra dającemu...
Zdzisław Beksiński został zamordowany w swoim mieszkaniu w Warszawie przy ulicy Sonaty 6/314[5] w nocy z 21 na 22 lutego 2005 roku, na kilka dni przed swymi 76. urodzinami. Pogrzeb Zdzisława Beksińskiego odbył się 8 marca 2005 roku
Zabójcą okazał się Robert K.[37], liczący wówczas 19 lat mieszkaniec Wołomina. On sam, jego ojciec, matka i siostry od lat pracowali dla artysty, zajmując się dokonywaniem drobnych napraw i sprzątaniem. Motywem morderstwa miało być to, że Beksiński odmówił udzielenia pożyczki sprawcy. Zabójca zadał malarzowi siedemnaście pchnięć nożem[38], po czym razem ze swoim 16-letnim kuzynem wyniósł ciało na balkon i usiłował zatrzeć ślady -wikipedia
I bardzo długo zastanawiałam się, czy Beksiński nie wymalował sobie swego tragicznego życia. Piszę 'tragicznego' bo dla wielkości z nas ludzi największym szczęściem na tej planecie są dzieci i ich szczęście. Kiedy dziecku 'nie wiedzie się' to już jest przyczyna do zamartwiania się rodziców, kiedy umiera to wielki smutek pada na całą rodzinę, a kiedy popełnia samobójstwo... to 'czarna rozpacz' zamienia życie w egzystencję z przymusu. Rhonda Byrne w książce sekret opisuje historię producenta filmowego który wymalował sobie SZCZĘŚCIE
Ponure cmentarzyska Krzyże, jakby rozkładające się ciała... porozrzucane czaszki... Nikt tego nie wie na pewno może oprucz R. Byrne... Czy twórczość... bo to co malował Beksiński jest mimo swej straszność... piękne... tajemnicze... namalowane doskonałe jesli chodzi o warsztat mistrza. Malarstwo Beksińskiego miało i ma tysiące wielbicieli w Polsce i na świecie. Jego malarstwo w czasie kiedy żył dawało mu oprócz satysfakcji również źródło utrzymania dla jego i jego rodziny... Więc co... jeśli posiadałby w tamtym czasie wiedzę 'sekretu' siły przyciągania... to powinienbył wyprzeć... to co mu w duszy grało? I zacząć malować radosne widoczki, kwiatki, łączki, radość, szczęście??? i czy wtedy jego syn żyłby szczęśliwy z żoną i gromadką dzieciaków, a on sam delektowałby się życiem w domku z bajecznym ogródkiem??? Czy istnieje prawo KARMY i karma musi się wypełnić bo po to przybylismy na tą planetę, żeby zrealizować PLAN DUSZY i prawo przyciągania, pozytywne myslenie, nie jest w stanie PLANU zmienić... I czy w mojej duszy jest tylko radośc, szczęście i miłość do życia... Maluję raczej 'optymistyczne' obrazy sławiąc piękno przyrody ekscytując się magią kwiatów i niezliczonymi konfiguracjami kolorystycznymi w moich abstrakcjach... Ale często klienci, znajomi... mówią, że te obrazy mają MOJĄ MELANCHOLIĘ ciągłe PRZEMYŚLENIA nad sensem egzystencji na tym świecie, trochę przenika je ezoteryka. Myślę, że mimo że tak bardzo wiele przecierpiałam i nadal cierpię...to i tak moja dusza jest RADOSNA choć często rozpacza i płacze... piszę ten tekst dzisiaj na plaży na wyspie św Stefana w Budwie ... i oczarowana jestem po raz setny pewnie... rozbryzgającymi się falami o kamienistą plażę.... i słońce zaszło.... i już tak nie pali...
Kilka obrazów mojej twórczości nawiązujący do tematyki
ODPISAŁ!!! I czytała... odpisał na kilka stron, zwyczajnie, z jakimiś błędami... bez 'zadęcia'... szkoda że nie zrobiliśmy sobie kopi tego listu bo byłaby pamiątka już teraz historyczna... że zechciał, jakimś tam studentom odpisać, że znalazł czas i chciało mu się...Pisał, że on nie wie co poradzić... on nie robił nic więcej... po prostu malował. Pisał jak pracował w jakimś socalistycznym zakładzie i kradł plakaty malowane na płótnie jakieś propagandowe już nie potrzebne... i zamalowywał je...i na tych płótnach malował swoje obrazy... niestety nie wiele pamiętam, ale list był ciepły, szczery, od kogoś zwyczajnego, miłego, i normalnego. Na pewno sława nie zaszkodziła jemu na normalność.
...A tu leci 'ruskaja' muzyczka ... na mojej ulubionej plaży w Budwie, bo sąsiedzi obok 'zapodają' bo jak ty mnie zabudziesz (zapomnisz) to i tiebie zabudu... tu jest rosyjska kraina wypoczywanie - więc cieszę się i chłonę ruskji język zafascynowana że w większości rozumiem... historie... ktoś się pojawia na tej planecie... 'namiesza'... i znika
Przez długi czas po tragicznej śmierci Beksińskiego miałam takie złe wizje, że nam może przydarzyć się podobnie też od wielu lat mieliśmy kogoś, kto przez wiele lat zajmował się pracami przygotowawczymi przy obrazach, zajmował się ogrodem i remontami. Skądinnąd bardzo kontrowersyjny człowiek i bardzo wiele nacierpiałam przez wiele lat znosząc jego bardzo uciążliwe towarzystwo. Ma on dzieci córkę i syna i dzieci te wychowywały się z moją córeczką. Próbowałam zapewnić im namiastkę szczęścia kiedy przebywały w moim domu, bo niestety ojciec nie spełniał się pod żadnym względem... więc sytuacja podobna do tej, która spotkała rodzinę Beksińskich... To były takie 'czarne' wizje po tym tragicznym wydarzeniu, teraz już tak nie myślę... Myślę że dobro dane kumuś, przyciąga jeszcze więcej dobra dającemu...
Zdzisław Beksiński został zamordowany w swoim mieszkaniu w Warszawie przy ulicy Sonaty 6/314[5] w nocy z 21 na 22 lutego 2005 roku, na kilka dni przed swymi 76. urodzinami. Pogrzeb Zdzisława Beksińskiego odbył się 8 marca 2005 roku
Zabójcą okazał się Robert K.[37], liczący wówczas 19 lat mieszkaniec Wołomina. On sam, jego ojciec, matka i siostry od lat pracowali dla artysty, zajmując się dokonywaniem drobnych napraw i sprzątaniem. Motywem morderstwa miało być to, że Beksiński odmówił udzielenia pożyczki sprawcy. Zabójca zadał malarzowi siedemnaście pchnięć nożem[38], po czym razem ze swoim 16-letnim kuzynem wyniósł ciało na balkon i usiłował zatrzeć ślady -wikipedia
I bardzo długo zastanawiałam się, czy Beksiński nie wymalował sobie swego tragicznego życia. Piszę 'tragicznego' bo dla wielkości z nas ludzi największym szczęściem na tej planecie są dzieci i ich szczęście. Kiedy dziecku 'nie wiedzie się' to już jest przyczyna do zamartwiania się rodziców, kiedy umiera to wielki smutek pada na całą rodzinę, a kiedy popełnia samobójstwo... to 'czarna rozpacz' zamienia życie w egzystencję z przymusu. Rhonda Byrne w książce sekret opisuje historię producenta filmowego który wymalował sobie SZCZĘŚCIE
Ponure cmentarzyska Krzyże, jakby rozkładające się ciała... porozrzucane czaszki... Nikt tego nie wie na pewno może oprucz R. Byrne... Czy twórczość... bo to co malował Beksiński jest mimo swej straszność... piękne... tajemnicze... namalowane doskonałe jesli chodzi o warsztat mistrza. Malarstwo Beksińskiego miało i ma tysiące wielbicieli w Polsce i na świecie. Jego malarstwo w czasie kiedy żył dawało mu oprócz satysfakcji również źródło utrzymania dla jego i jego rodziny... Więc co... jeśli posiadałby w tamtym czasie wiedzę 'sekretu' siły przyciągania... to powinienbył wyprzeć... to co mu w duszy grało? I zacząć malować radosne widoczki, kwiatki, łączki, radość, szczęście??? i czy wtedy jego syn żyłby szczęśliwy z żoną i gromadką dzieciaków, a on sam delektowałby się życiem w domku z bajecznym ogródkiem??? Czy istnieje prawo KARMY i karma musi się wypełnić bo po to przybylismy na tą planetę, żeby zrealizować PLAN DUSZY i prawo przyciągania, pozytywne myslenie, nie jest w stanie PLANU zmienić... I czy w mojej duszy jest tylko radośc, szczęście i miłość do życia... Maluję raczej 'optymistyczne' obrazy sławiąc piękno przyrody ekscytując się magią kwiatów i niezliczonymi konfiguracjami kolorystycznymi w moich abstrakcjach... Ale często klienci, znajomi... mówią, że te obrazy mają MOJĄ MELANCHOLIĘ ciągłe PRZEMYŚLENIA nad sensem egzystencji na tym świecie, trochę przenika je ezoteryka. Myślę, że mimo że tak bardzo wiele przecierpiałam i nadal cierpię...to i tak moja dusza jest RADOSNA choć często rozpacza i płacze... piszę ten tekst dzisiaj na plaży na wyspie św Stefana w Budwie ... i oczarowana jestem po raz setny pewnie... rozbryzgającymi się falami o kamienistą plażę.... i słońce zaszło.... i już tak nie pali...
Kilka obrazów mojej twórczości nawiązujący do tematyki
Komentarze