Spowita płaszczem oniryzmu. Taka się czuję patrząc na ten obraz. Latam we mgłach wspomnień, jakichś kolorowych wyobrażeń. Odczuwam ulgę, mogę być sobą w tych chmurach marzeń. Bo są moje. Odczuwają mnie, a ja pochłaniam całą ich wyjątkowość. Mimo że obraz ten namalowała Mariola, czuję się z nim czymś połączona. Czuję te barwy w sobie, wewnątrz organów. Przenikają mnie, pomimo czarnej barwy mojej duszy. Może właśnie z powodu tej ciemności, chłonie ona wszystkie kolory odmienne. Nie czuję się natomiast przeładowana nadmierną radością. Nie, to spokojna podróż w efemerycznej rzeczywistości. Gdyby obraz przytłoczył mnie swym optymizmem, nasyceniem czy wręcz próbą zarażenia szczęściem, nie byłabym w stanie go szanować. Ale ten obraz jest cudowny. Daje mi szansę zapomnieć o chorobie ludzkości jaką jest zagubienie... Oglądam ten obraz i błądzę sobie spokojnie w łagodnym wymieszaniu zmysłów. Widzę delikatne mgławice, czuję zapach tulipanów, może konwalii, słyszę jakiś szmerek szumiących gałęzi wierzby, dotykam aksamitnej skóry mojego mężczyzny. Takie chwile są potrzebne. Gdyby w chaosie życia, jego potworności, złych zdarzeń i podłych ludzi, nie istniała chociaż chwila upojenia, zapomnienia, wszyscy skończylibyśmy zamknięci. W sumie wyglądałoby to tak, jak teraz tylko nikt nie bałby się już kryć ze swoim szaleństwem. Bylibyśmy otwarci w swoich intencjach i cywilizacja, płacząc nad naszym upadkiem, zdechłaby w lichości ostatniego tchnienia. Na szczęście mamy sztukę, jej oddech, otaczający tych wrażliwców, którzy na co dzień umierają w zmaganiach istnienia. Mamy siebie, tę jedną osobę, która na zawsze stała się naszym osobistym oswojonym azylem. Mamy nas samych, nasze myśli pełne wszystkiego. I mamy wyobraźnię. Podtrzymującą nasze marne życia w napięciu, w oczekiwaniu na spełnienie, na piękno, na miłość. Karmi nas oszustwem. Ale jest to bardzo słodki pokarm, bez którego nie sądzę żeby egzystencja miała jakiekolwiek znaczenie. Czasami jest kapryśna, czasami chce zniszczyć nasze chore oczekiwania i pogrywa z nami doprowadzając do niezgody danych w naszej głowie. Ale czasami tylko ona jest uzdrowicielem dla naszej uśpionej wewnętrznej siły, tylko ona każe nam wstać i na wpół naćpanej duszy mówi, że ma iść dalej; że ta egzystencja jeszcze się nie kończy. Nie dzisiaj. 



Wreathed by coat of onirism. When I look at this pic I feel sth like that. I'm flying inside hazes of memories, colorful visions. I feel relief, I can be myself inside these clouds of dreams, because they are mine. They feel me and I absorb all uniqueness of them. Although that this pic is painted by Mariola, I feel some connection with it. I feel these colors inside me, inside my organs. The penetrate me in spite of black shade of my soul. Maybe this is the reason of this darkness, my soul absorbs other colors. However I don't feel overloaded by overmuch joy. No, it's calm journey in ephemeral reality. If the pic make me overwhelmed by its optymism, saturation or attempt to infection happiness, I couldn't respect it. But this pic is wonderful. It gives me chance to forgive about human disease which is loss... I'm watching this picture and I'm roving calmly in soft mixing of the senses. I see gentle nebulae, I smell tulips or lily of the valley, I hear some murmur hummig willow branches, I touch soft skin of my man. Similar moments are necessary. If in chaos of life, its monstrosity, bad events and mean people, doesn't exist some moment of intoxication, oblivion, we all will put away. In all it would be like at present day but people won't be scared of their madness. We won't hide our real wrong intentions and civilization will be dead in last breath with many tears. Fortunately we have art, its breath which surrounds these sensitive men, who every day die due to strife of existence. We have ourselves, this only one person, who became our tamed refuge. We have ourselves and our thoughts full of everything. And we have imagination. It keeps our miserable lifes in suspens, in waiting for fulfillment, for beauty, for love. It feeds us by fraud. But this is very sweet aliment and without it I don't think so that existnece would be live. Sometimes imagination is capricious, sometimes it wants to destroy our ill expectations and it tickles with us leading to discord data in ou brain. But sometimes it is our healer for our dreaming inner strenght. Only our imagination commands us to stand up and says to stoned soul that it should do ahead; that this existence not be ended. Not today. 


~~ Kamila Kossowska

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Salvador Dali powiedział podobno „wyklułem się z jaja”. Patrząc na obrazy artysty nie trudno dostrzec, że był to motyw bardzo lubiany i często stosowany przez twórcę.

Znasz jakieś stereotypy o artystach?

Gallery Store - Portal Młodych Artystów