Poznałam na razie tylko telefonicznie fascynującą istotę- jest to poetka
i pisarka, wcześniej pani architekt i projektantka witraży. Zadzwoniła
do mnie gdy pokonywałam szlak turystyczny na maderze z Ribeiro Frio do
Porteli. Na początku wyprawy byłam jak zwykle na Maderze oczarowana
nieskazitelną czystością, świeżością otaczającej przyrody. Czułam
zachwyt mojej skóry wilgotnym i chłodnym powietrzem i delikatnymi
mikroskopijnymi kropelkami łagodnego deszczu, którego nie było ale moja
spragniona takiego uczucia skóra - chłonęła łapczywie każdą
mikroskopijną kropelkę będącej eliksirem obezwładniającego błogiego
szczęścia. I tak trwałam w tym euforycznym stanie ciała i ducha przez
najbliższe 9km chłonąc ducha maderskiej przyrody. A propos dla
miłośników zwiedzania Madery samemu nie lubiących się w zorganizowanych
oczywiście dużo droższych 'lewadach' które proponują liczne biura
turystyczne, to na tą lewadę można dojechać z Funchal autobusem do...
przejść piękną 11km leadę i wrócić do Funchal z Parteli z przesiadką w
urokliwym miasteczku (w którym też kiedyś trochę pomieszkałam) Machiko
...Ale dochodząc powoli do Portelli te cudne, delikatne, niewidzialne
'znikąd' kropelki 'niby bryzy niebiańskiej' zamieniły się w strugi
deszczu, które spływały po moim przemokniętym jestestwie, moje okulary z
niezamontowanymi wycieraczkami nie pomagały mi rozróżnić głębszej
kałuży od płytszej... więc brodziłam w moich absolutnie przemakalnych
pumach, które wcześniej były piękne czarne z białymi dodatkami a
aktualnie zmieniły barwę na kolor rudawej kupy... i tak naprawdę, to w
zupełności wyżej rzeczoną kupę przypominały, kolorem, konsystencją nawet
klapało się w nich jak w kupie choć na moje szczęście nie klapałam
jeszcze w kupie, ale myślę że byłoby podobnie może tylko zapachów
byłoby cała moc... I tu nagle telefon dzwoni ukryty głęboko w kieszeni
nawilżałej już bardzo. I takie uczucie w mojej głowie, że jak spróbuję
odebrać to może być to moja ostatnia rozmowa, bo telefon przemoknie.
Ale ciekawość zwyciężyła... i... tu... o dziwo... cud. W chwili wyjęcia
telefonu z przemoczonej, przepastnej na szczęście dla telefonu, bo nie
zamókł... przestało lać... Później dowiedziałam się, że to intrygująca
istota, która do mnie zadzwoniła kocha PLANETĘ ZIEMIĘ i ma z NIĄ
niezwykłe kontakty. Czy to dlatego PLANETA na chwilę zamilkła... bo to
była dla NIEJ ważna rozmowa. Kocham piękne bajki i baśnie gdzie dobro i
miłość zwyciężają i ogarniają baśniowy świat. Kocham opowieści o dobrych
wróżkach leśnych duchach gór o stwarzaniu myślą światów. Kocham
metafizyczne przekazy dobra i miłości, które tak często dostaje
drepczące moimi licznymi szlakami gdzie dostaję tak wiele dobra może z
odrobiną delikatnych emocji jeśli dzień zbliża się ku końcowi a ja
jeszcze nie dotarłam do celu. Wierzę, bo sama doświadczyłam działania '
Sekretu' Rhoundy Byrne... więc nie dziwią mnie kontakty nieoczywiste na
przykład kobiety z planetą co tym razem usłyszałam przez telefon od
fascynujący kobiety, której głos brzmiał jak radosnej nastolatki... a
kobieta ta, poetka, pisarka jutro miała skończyć 70lat i mój obraz
'Srebrzysty glob miał być prezentem na 70 urodziny od jej ukochanego
męża i jednocześnie odkładką do przepięknej choć jeszcze przeze mnie nie
przeczytanej... ale streszczonej w kilkunastu przejmujących zdaniach
przez pisarkę opowieści o TEJ po KTÓREJ STĄPAM I KTÓREJ DOŚWIADCZAM
KAŻDEGO DNIA. KOBIETA I PLANETA... któż bardziej potrafi zrozumieć ból
narodzin,powstawania, przeobrażania się ból i radość istnienia. Pisarka
doznała czegoś w rodzaju objawienia, misji napisania odysei powstania,
istnienia kataklizmów do których przyczynia się człowiek zamieszkujący
ten boski twór i radość i cierpienia boskiego bytu - PLANETY ZIEMI. Nie
czytałam ale idea i takie same wibracje które usłyszałam przez telefon -
zaczarowały tamten dzień... a ta naprawdę ZACZAROWAŁY całe moje życie,
bo już zawsze każde stąpnięcie po boskiej PLANECIE ZIEMI będzie dla mnie
prawdziwym błogosławieństwem... i z jeszcze większym namaszczeniem będę
wypowiadała stąpając po TOBIE - KOCHAM CIĘ!!!
SO VINCENTE
Moje ukochane miejsce na maderze to oprócz stolicy Funchal którą
uwielbiam to eypel so vincente. Kursują autobusy 113 do Baja de Abra.
Jak głosi legenda to właśnie do tego miejsca po raz pierwszy przypłynął
odkrywca Madery... którego piękny pomnik stoi na głównej ulicy w Funchal
na przeciwko katedry. Podobnież odkrywcy bali się Madery bo złowieszczo
wyglądała skalista wyspa we mgle. Mgły na tej wyspie są czystym
zjawiskiem ze względu na lasy wawrzynowe sprawdzić czy nie laurowe. Nie
dziwię się odkrywcom. We mnie pomimo ogromnej miłości do tego
przepięknego cypla ze wspaniałym szlakiem prowadzącym przez
najpiękniejsze punkty widokowe- również raz poczułam grozę i potęgę
żywiołów. Pogoda na Maderze jest bardzo zmienna. Przed południem może
grzać palące słoneczko a za parę godzin może być olbrzymia ulewa. Tak
było i tym pamiętnym razem ale do dość dużego deszczu doszedł jeszcze
porywisty wiatr. No i poczułam co to znaczy szalejący żywioł na
spacerowych łagodnych szlakach na cyplu So Lorena chyba siedem razy
próbowałam zdobyć łagodną górę i za każdym razem wiatr 'powalił' mnie na
skałę o parę kroków niżej. Było mi wstyd bo niektórzy wytrawni turyści
pięli się do przodu więc się nie poddawałam i próbowałam siedmiokrotnie.
Podejrzewałam, że byłam za lekka, żeby stawić jakikolwiek opór dla
szalejącego wiatru. Sponiewierana żywiołem wróciłam do Funchal
oczywiście następnego dnia pojechałam do tego magicznego miejsca chłonąc
magię, czyste powietrze, historię i przede wszystkim wszech panujące i
wszech przytłaczające - PIĘKNO
Komentarze