Czasami "zdycham ze szczęścia"...
Moje wspomnienia z pobytu na wyspie Korfu - wiosna 2015 rok
Jestem
na najpiękniejszej plaży w Kassiopi na cudnej greckiej wyspie Korfu. Byłyśmy tu parę lat wcześniej z moją ukochaną
córeczką i był to bardzo trudny okres mojego i mojej córeczki życia, o czym na
pewno napiszę, ale niestety nie wiem kiedy, bo jestem zupełnie nieprzewidywalna
w moich działaniach... ale... Ale... Jak
zwykle nie „o tym”. Chciałam napisać, że
byłyśmy nieopodal tego cudnego miasteczka 2 tygodnie i nie przyszło nam do
głowy, żeby przejść kilkadziesiąt metrów w górę uroczego portu, gdzie po chwili króciutkiego
spaceru ukazałaby nam się cudna plaża, gdzie turkusowo – niebieska woda pięknie
kontrastuje z owalnymi białymi kamieniami. Delikatnie przesłonięty mgłą widok
na Albanię (stąd podobno jest tylko 2 km) z wysokimi surowymi górami zachwyca.
Jedynym minusem tej plaży jest dość zimna woda w porównaniu do Rody, Sidari,
Arillas.
…. I
poleżałam troszkę nie bardzo mając siłę na delektowanie się pięknem urokliwego
miejsca, bo był to jeden z tych dni, gdzie mój mózg działa słabiej i jestem na
pograniczu życia i "nieistnienia" i to niestety
nie jest łatwe, bo bardzo ciężko jest "istnieć" jeśli mózg jest w stanie
"bólu egzystencjalnego" i z trudem ogromnym podejmuje próby życia. Nazywam to istnienie
fazą „zombie”. Choć nie wiem czy "istnienia" cierpią, próbując żyć. Ja niestety
bardzo, bardzo cierpię i jest to nie do zrozumienia dla kogoś, kto nigdy tego
zjawiska nie doświadczył. Ale mam taką „przypadłość” zapadania w chwilowy „ból istnienia”, „nieprzytomność”, bo to nie jest
„nieistnienie”, po prostu jestem bez czucia w powalającym bólu „niemocy”… Ale istnieją
takie dni (niestety na razie bardzo rzadko) i istnieją takie części dni, gdzie mój mózg kochany odzyskuje życie. To tak, jakby wyrwał ktoś, kto pieli warzywa "perz", który ma nieskończoną ilość odnóży, oplatających roślinki inne i nie pozwalający na życie pełną piersią... Bądź tak jakby
czarodziejska wróżka różdżką dotknęła i tchnęła życie w umierającą z bólu
roślinkę.
I teraz mam tą przyjemność „istnienia” i szczęście gości w moim ciele. Czekam na „zaczarowanym” placyku w Kassiopi na autobus do Sidari. Placyk jest uroczy i zawsze można znaleźć tu odrobinkę cienia, który jest bardzo pożądany latem w Grecji. Spędziłyśmy na tym placyku z moją ukochaną córeczką dużo czasu kilka lat temu na czekaniu na autobus, który czasem niestety się nie pojawiał. Ale nie byłyśmy z tego powodu bardzo sfrustrowane. Pisałyśmy smsy, miałyśmy chyba coś do czytania, choć tego nie pamiętam... Jest tam supermarket, więc jeśli tylko na „coś” miałyśmy ochotę, to kupowałyśmy „coś” sobie i „delektowałyśmy” się czekaniem...
Zdarzyło się, że nie doczekałyśmy się busa, mówiłyśmy trudno i tak było fajnie, i szłyśmy na piechotę lub wypożyczałyśmy rowery…
Ten
dzień o którym piszę nie był genialny. W
Kassiopi byłam krótko, bo musiałam zdążyć na ostatni bus do Sidari i bardzo nie chciałam się spóźnić, bo
poprzednim razem goniłam busa, który niestety nie zatrzymał się, a moją osobą
zainteresowali się wszyscy wokół i chyba wzbudziłam powszechną litość... I jak zwykle pomyślałam, że znajdę jakiś
nocleg w Kassiopi i spokojnie poszłam po moje niezapłacone pomidory (całą
torbę wybrałam, bo były pyszne i o połowę tańsze niż w Agios Stefanos) kakao i
kawę. Pani miła odłożyła moje zakupy na drugą kasę i nie musiałam od nowa
wybierać pomidorów. W tym czasie
pomyślałam, że pojadę do Korfu – stolicy wyspy Korfu i tam znajdę tani hotel,
bo bardzo chciałam tam pomieszkać w tym
pięknym mieście. Wsiadłam więc do
autobusu jadącego do Korfu i na wszelki wypadek, ot tak znając odpowiedź,
spytałam czy będzie jeszcze autobus do Sidari, ku mojemu zdziwieniu
kierowca powiedział, że tak i żebym spojrzała na rozkład jazdy. Zdziwiona i
zszokowana, i szczęśliwa, przeciskałam się przez tłum wchodzących do autobusu
turystów. W Sidari popływałam chwilę obok Canal d'Amour ale nie była
to „euforyczna” kąpiel jaka czasami mi się zdarza... Wtedy czuję każdą
komórkę mojego „jestestwa”, że „zdycham ze szczęścia”, a ja uwielbiam „zdychać ze
szczęścia”...
Ciąg dalszy przygód na Korfu w następnym wpisie...
Komentarze